Takamasatorii

Religia w życiu większości Japończyków nie odgrywa zbyt dużej roli – ponad połowa społeczeństwa nie utożsamia się z żadnym wyznaniem. Ważniejsza od wiary jest tradycja, ale w jej myśl kultywuje się tu wiele religijnych zwyczajów. W Japonii obok siebie istnieją dwa ważne wyznania: shintoizm – pierwotna religia oparta na japońskiej mitologii, w której czci się wielu bogów oraz buddyzm, który bardziej jako system filozoficzny przywędrował do Japonii z Korei. Te dwa obrządki przenikają się wzajemnie na każdym kroku – na przykład małżeństwa zawierane są w obrządku shintoistycznym, a pogrzeby odprawia się po buddyjsku. Nie rzadko też świątynie shintoistyczne stoją koło tych buddyjskich i nikomu to nie przeszkadza. Świątyń najlepiej szukać oczywiście w miejscu o najbogatszym dziedzictwie kulturowym – Kioto. W dawnej stolicy znajduje się około 1600 świątyń buddyjskich i ponad 400 chramów shinto, czyli jedna świątynia przypada średnio na kilometr kwadratowy i 1000 mieszkańców. My podczas naszej kilkudniowej wizyty odwiedziliśmy zaledwie kilka z nich (bo zamiast oglądać kolejne poszliśmy karmić małpy).

Pierwszą naszą świątynią była Fushimi Inari. Wybór padł na nią, ponieważ dojechaliśmy do Kioto późnym popołudniem, a ta świątynia w przeciwieństwie do większości innych nie jest zamykana na noc. Do przybytku dotarliśmy już po zmroku. Główna świątynia jest bardzo ładna, jednak najlepsze zaczyna się, kiedy miniemy ją i wyjdziemy z głównego kompleksu. Tam zaczyna się szlak, podczas którego przechodzi się pod niezliczoną ilością bram torii. Te w kulcie shinto stawiane są tam, gdzie można spotkać kami, czyli bóstwa. Symbolizują one przejście ze świata ziemskiego do świata bogów. Zazwyczaj znajdziemy je więc, przed świątyniami. Trudno powiedzieć, ile dokładnie jest torii w Fushimi Inari. Ale fakt, że jeden niewielki fragment szlaku, gdzie rozwidlają się dwie drogi nazywany jest „drogą tysiącem torii” daje do myślenia. Taką bramę może kupić sobie każdy, kto ma wystarczające fundusze i postawić ją na szlaku w dowolnej intencji.

Cały szlak ma około 4 kilometrów i biegnie po zboczach całkiem stromej góry. Wbrew naszym oczekiwaniom na samym szczycie nie było nic niezwykłego, więc zziajani na szczycie doszliśmy do wniosku, że chyba chodziło o to żeby iść, a nie dojść. Góra, na której znajduje się szlak porośnięta jest lasem. Oznacza to, że znaleźliśmy się w nocy, w środku lasu w otoczeniu dość przerażająco wyglądających w tych okolicznościach kamiennych kapliczek, których po drodze było całkiem sporo. W takich warunkach każdy szmer i dziwny hałas sprawiał, że Foka Mela mocniej łapała za rękę Fokę Oskara. A podejrzanych dźwięków było sporo, bo klimatu dopełniały szwendające się po lesie koty.

Pod koniec wycieczki, kiedy przez przypadek trochę zboczyliśmy z trasy, z ciemności wyłonił się lis.  Było to niezwykłe o tyle, że Inari, czyli bóstwo, któremu poświęcona jest ta świątynia, poza tym, że jest patronem bardzo wielu rzeczy jest też patronem… lisów. W tym kulcie są one na tyle ważne, że uważa się je za jego wysłanników i na terenie świątyni można znaleźć bardzo dużo lisich posążków. Być może sam Inari chciał nam tego wieczoru coś powiedzieć.

Następnego dnia odwiedziliśmy świątynię Kiomizu-dera. Wciąż pamiętaliśmy o wczorajszej wspinaczce przy Fushimi Inari, a tu znowu przyszło nam wdrapywać się pod górę. Świątynia leży bowiem na zboczu góry Otowa. Wysiłek został jednak nagrodzony widokami – spod świątyni rozlega się fantastyczna panorama Kioto. Główna świątynia w tym buddyjskim kompleksie  poświęcona jest bogini Kanon. Posąg bogini jest najpilniej strzeżonym zabytkiem w tym miejscu i nie jest udostępniany do oglądania turystom. Świątynia powstała w VIII wieku, więc jest bardzo stara. Przedtem znajdowała się tu rezydencja cesarza. Od VIII wieku świątynia wielokrotnie była niszczona przez pożary i inne kataklizmy, ale za każdym razem była poddawana remontowi. Także w czasie naszej wizyty, część budynków przykryta była rusztowaniami. Na szczęście do najbardziej charakterystycznego miejsca w tym przybytku, czyli ogromnego tarasu opartego na kilkunastometrowej drewnianej konstrukcji był swobodny dostęp. Nie licząc oczywiście tłumu turystów, który nawiedza Kiyomizu-derę każdego dnia.

Bardzo istotne miejsce w Kiyomizu-dera znajduje się też poza głównymi zabudowaniami. Po zejściu ścieżką w dół trafiamy na wodospad, od którego świątynia wzięła swoją nazwę – jej dosłowne tłumaczenie to Świątynia Czystej Wody. Wodospad spływający ze zbocza Otowy został obudowany w fontannę, która ma trzy ujścia. Każde z nich symbolizuje co innego: długie życie, zdrowie lub wiedzę. Żeby zapewnić sobie daną rzecz, trzeba napić się z odpowiedniej odnogi wodospadu. Trzeba jednak pamiętać o tym, że aby wszystko zadziałało, można wybrać tylko jedną. Nie jest to wcale łatwe – chochla, którą należy nabrać wodę jest bardzo długa, a i tak trzeba się mocno wychylić, żeby udało się złapać wodę. My nie podjęliśmy wyzwania – w końcu jesteśmy już bardzo mądrzy, zdrowie zapewniają nam częste wycieczki i wspinaczki na góry takie jak Otowa, a o długie życie dbamy nie latając rosyjskimi liniami.

Kolejny na naszej liście był numer jeden wszystkich wycieczek zmierzających do Kioto – Kinkaku-ji, czyli Świątynia Złotego Pawilonu. Jeszcze w XIV wieku służyła jako willa jednemu z szogunów. Na świątynię została przekształcona przez jego syna. Jej dzisiejsza wersja pochodzi jednak z 1955 roku, ponieważ  w latach 50. spłonęła na skutek podpalenia przez mnicha, który miał problemy ze zdrowiem psychicznym. Złoty Pawilon pokryty jest prawdziwymi płatkami złota.  Według japońskich wierzeń złoto poza tym, że pokazuje jak bogaty jest właściciel, oczyszcza podobno ze złych myśli. W tym przypadku chyba tylko właściciela, bo naszym zdaniem taka fortuna wśród pozostałych może wzbudzić co najwyżej zawiść.

Kinkaku-ji położona jest nad stawem w przepięknym ogrodzie. Kiedy uda się już przecisnąć przez ogromny tłum robiący fotki Złotemu Pawilonowi, przyjemnie jest pospacerować po jego dalszej, nieco luźniejszej części. A tam na przykład można było sobie powróżyć. Po zapłaceniu jedynych 100 jenów, z automatu wypadała specjalnie wylosowana dla nas wróżba. Fortuna Foki Meli w najbliższym czasie ogólnie miała być pomyślna, poza tym, że zostawi ją partner. We wróżbie napisali jednak, że absolutnie nie powinna się tym przejmować. Z Kioto wróciliśmy już jakiś czas temu i jak na razie wróżba się nie spełniła, więc Foka Mela się nie przejmuje. Można też było w wybranej intencji zapalić świeczkę. Foka Oskar wybrał tę zapewniającą bezpieczne podróże.

Całkiem niedaleko Złotego Pawilonu znajduje się kolejne warte uwagi miejsce – buddyjska Ryoan-ji, czyli Świątynia Uspokojonego Smoka. Było to pierwsza świątynia, w której musieliśmy zdejmować buty. Najbardziej znana jest ze swojego kamiennego ogrodu, służącego jako miejsce do medytacji. Jest to też chyba jeden z najbardziej znanych ogrodów zen na świecie. Trudno powiedzieć dlaczego, bo są i większe i piękniejsze, ten jednak odwiedza najwięcej turystów. Kiedy tam weszliśmy wyglądało to dość niezwykle – tłum ludzi na werandzie wpatrzony w kamienną kompozycję, ułożoną na idealnie zagrabionym żwirze, na który nie można było wchodzić. Może to robić tylko mnich, który codziennie go zagrabuje. Większość obecnych zdawała się jednak nie oddawać medytacji, a liczyć kamienie. We wszelkich przewodnikach piszą bowiem, że ma być ich 15.

Policzyliśmy i my. I w żaden sposób nie mogliśmy się doliczyć 15. Być może dlatego, że kompozycja jest ułożona tak, że z żadnego miejsca nie da się zobaczyć wszystkich na raz. Potęgowało to efekt „nie – medytacji”, bo zwiedzający próbując zliczyć wszystkie głazy żwawo się przemieszczali. Tak naprawdę nie wiadomo, co kompozycja ta ma symbolizować. Istnieje wiele hipotez i interpretacji, ale żadna z nich nie została potwierdzona. Może właśnie ta tajemniczość sprawiła, że świątynia stała się tak popularna. Kiedy już policzymy wszystkie kamienie, warto zostawić tłum i wybrać się na spacer po ogromnym parku, który otacza budynek. Można tam natknąć się na przykład na posągi Buddy wśród drzew, a aura zdecydowanie bardziej sprzyja medytacji.

Za jakiś czas planujemy pojawić się w Kioto jeszcze raz, więc do naszej listy z pewnością dojdą kolejne świątynie. Niezależnie jednak w jakiej świątyni byśmy się nie znaleźli, warto pamiętać o dobrych obyczajach. A jednym z nich jest oczyszczenie się przed wejściem na teren przybytku poprzez umycie rąk i ust za pomocą chochli w specjalnej fontannie, znajdującej przed każdą świątynią.

Z takimi smoczymi bóstwami lepiej bowiem nie zadzierać.


Foki radzą:

  • RADA 54
    Święta już dawno się skończyły, więc prędko leć spalić w wielkim ognisku swoje świąteczne ozdoby. Tak mówi tradycja, a za rok będziesz mógł kupić nowe, bardziej modne.
  • RADA 55
    Nie śmiej się z imienia Takamasa.
  • RADA 56
    Nie pytaj wszystkich napotkanych Japończyków czy znają Adama Małysza. My już zapytaliśmy. Żaden Japończyk go nie zna.

2 Komentarze

Dodaj komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.