EXPERIENCE JAPAN #11: Kimono

Odkąd przyjechaliśmy do Japonii, Foka Oskar powtarzał, że nie pozwoli mi stąd wyjechać, dopóki nie zobaczy mnie w kimonie. Dość długo się przed tym wzbraniałam. Co prawda nie było też specjalnej okazji, ale kiedy się w końcu nadarzyła, do ostatniej chwili miałam wątpliwości. No bo czy to tak wypada nie-Japonce biegać po japońskich ulicach w japońskim tradycyjnym stroju? Ostatecznie jednak kiedy w marcu odwiedziła nas siostra Oskara – Patrycja, dałam się namówić. Dzisiejszy wpis będzie o tym, co z tego wynikło.

Dobrym miejscem na przymierzanie kimona z całą pewnością jest Kioto, a szczególnie tradycyjne dzielnice jak na przykład Gion, gdzie można spotkać tłumy Japończyków ubranych w tradycyjne stroje. Nie jest jednak tak, że każdy Japończyk ma w szafie kilka kimon, które tylko zmienia w zależności od okazji (co innego z yukatami, czyli lżejszymi, „letnimi” wersjami strojów, które Japończycy chętnie zakładają na letnie festiwale, ale nie o nich jest ta historia). Wielu z rodowitych mieszkańców Japonii, chcąc pochodzić sobie w kimonie, wypożycza je ze specjalnych wypożyczalni. A takich w Kioto powstało całkiem sporo. My zdecydowaliśmy się na wypożyczalnię Okamoto, która ma kilka filii w różnych miejscach. Koszt wypożyczenia stroju w takim miejscu na jeden dzień w najprostszej wersji to 3000 yenów, czyli około 90 zł. W cenę wliczona jest też pomoc w ubieraniu, bo założenie kimona samodzielnie jest niemalże niemożliwe (na pewno dla kogoś, kto robi to po raz pierwszy).

W naszej wypożyczalni już na samym początku okazało się, że nie załapiemy się na wersję podstawową, która pozwala na wybór stroju spośród 30 zestawów. Żaden z nich nie uwzględniał tego, że może je nosić ktoś, kto ma powyżej 170 cm wzrostu. Musiałyśmy więc wybrać droższą opcję za 5000 yenów (ok. 150 zł). W zamian jednak miałyśmy nieograniczony (poza tym ograniczeniem rozmiarowym) dostęp do wszystkich kimon i dodatków.

Najpierw musiałyśmy wybrać wierzchnią warstwę kimona. W tym celu pani, która pomagała nam w tym procesie, zaprowadziła nas do pokoju, w którym naszym oczom ukazał się widok, rodem wyjęty z marzeń małej dziewczynki. A także przeciętnej nastolatki. I zapewne większości dorosłych kobiet. Czyli pokój od podłogi po sufit wypełniony ciuchami. Po dość długim wybieraniu najważniejszej części musiałyśmy zdecydować się na warstwę, którą zakłada się pod spód (i zasadniczo prawie jej nie widać) a także pas – obi oraz ozdobę do niego. Patrycja zdecydowała się na kwiatek, ja – na coś co moja mama określiła mianem „rączki od wiaderka”. No cóż…

Na koniec dostałyśmy specjalne białe skarpetki przystosowane do tego, aby nosić je do japonek.

Następnie zostałyśmy zaproszone do przebieralni, gdzie było już kilka innych dziewczyn. Każdą z nich zajmowała się jedna kobieta, znająca tajniki zakładania kimona. Najpierw pani owinęła mnie bardzo ciasno w biuście jakąś tkaniną, kształtem i fakturą nieco przypominającą ręcznik. Ciasno na tyle, że zrobiło mi się ciemno przed oczami, co chyba zostało zauważone przez kobietę, która mnie ubierała, bo później dość często rzucała pytanie „Are you ok?”. Patrycja ma podobne doświadczenia poza tym, że nikt jej nie pytał, czy ma się ok. Następnie ubrano mnie w pierwszą krótszą warstwę, coś jakby halkę, co Foka Oskar określił mianem firanki. Potem zostałam zapakowana we wszystko, co sama sobie wcześniej wybrałam. Podczas całego procesu pani używała wielu różnych sznurków, żeby jakoś ujarzmić to, co nie chciało układać się tak jak powinno. A jak to w Japonii, każdy detal ma tu oczywiście ogromne znaczenie. Na końcu obwiązała mnie obi i przywiązała do niego ozdobę. Finał był taki, że miałyśmy na sobie trzy warstwy ubrań i ledwie mogłyśmy oddychać i w ogóle się ruszać. No ale jak to mówią: żeby być piękną, trzeba cierpieć.

Za dodatkową opłatą 500 yenów (15 zł) można było dopełnić efektu poprzez uczesanie. Na co oczywiście się zdecydowałyśmy. W pomieszczeniu fryzjerskim dostałyśmy zdjęcia z 3 propozycjami fryzur do wyboru. Jeśli dopłaciłybyśmy drugie tyle, mogłybyśmy wybrać sobie fryzurę, jaką tylko chcemy na świecie, jeśli tylko pokazałybyśmy fryzjerce zdjęcie. Zdecydowałyśmy się jednak na wersję podstawową. Ja – numer 1, Patrycja – numer dwa. Nie wiedzieć jednak czemu – skończyłyśmy obie z identycznym uczesaniem. Fryzjerki były bardzo sprawne i uwijały się dość szybko, niestety jednak niezbyt dokładne – moje włosy nie były nawet porządnie rozczesane. Na koniec wybrałyśmy akcesorium do wpięcia we włosy.

Po czesaniu musiałyśmy jeszcze wybrać torebki. Nie miałyśmy już siły na dopasowywanie jej do reszty stroju, więc wzięłyśmy jedne z pierwszych, które trafiły nam w ręce. Potem jeszcze tylko buty (prawie wszystkie były na nas za małe) i mogłyśmy pokazać się trochę już znudzonemu Foce Oskarowi, który z grupką innych facetów, czekał na nas przed wypożyczalnią. Na szczęście był tam mały daszek, bo padał deszcz. Sam w tym czasie mógł się przebierać w męską wersję kimona, ale nie wiedzieć czemu – nie chciał. Całość przygotowań trwała godzinę i kosztowała z podatkiem około 6000 yenów (ok. 180 zł) od osoby.

A potem trochę niepewnie wyszliśmy na miasto. I musimy przyznać, że nie spodziewałyśmy się tego, co zaczęło się wtedy dziać. Spotykałyśmy mnóstwo dziewczyn przebranych w kimona, ale żadna z nich poza nami nie była nie-Japonką (a przynajmniej nie-Azjatką). Co wiązało się tym, że wzbudziłyśmy niemałe zamieszanie. Jednak ani razu nie spotkałyśmy się z jakąś dezaprobatą, w związku z tym, że ośmielamy się przywdziewać tradycyjne stroje innego narodu, czego obawiałam się najbardziej. Za to chyba nigdy w ciągu jednego dnia nie usłyszałam tyle razy, że jestem piękna. Niemalże nie było osoby, która by się za nami nie obejrzała. Co chwilę słyszałyśmy „Ooo kawai!” albo „You look beautiful!”. Nie wspominając już o tym, ile osób tego dnia chciało robić sobie z nami zdjęcia. Zarówno Japończyków jak i obcokrajowców.

Momentami było nam trochę głupio wobec tych wszystkich Japonek – w końcu one też przebierały się przez godzinę i też wyglądały pięknie, a nie wzbudzały aż takiego zainteresowania jak my. Niemniej wiele z nich również nas zaczepiało i prosiło o zdjęcia.

Trochę jesteśmy ciekawe na ilu instagramach i facebookach wylądowałyśmy tego dnia. Mimo tego, że dość zmęczyło nas chodzenie w tym niezbyt wygodnym stroju i na koniec od uśmiechania bolały nas szczęki (serio, serio) to bardzo podobało nam się to przeżycie. Polecamy szczególnie tym, którzy potrzebują małego dowartościowania!

Dane: Okamoto Kimono
http://www.okamoto-kimono.com/english/
Cena:
3300-6000 ¥ (ok. 100-180 zł) za dzień (do 18:30)
Ocena fok: (5 / 5)

12 Komentarzy

  • Od dawna marzy mi się wycieczka do Japonii a o założeniu kimona już nawet nie wspomnę 😉 zazdroszczę, naprawdę pięknie Ci w tym kimonie. Pozdrawiam

  • Wyglądacie pięknie :), do twarzy wam w tych kimonach 🙂 … muszę się pochwalić, że mam takie skarpetki 🙂 od teściowej, która była w Japonii na wycieczce :). I marzy mi się też takie kimono :). Pozdrawiam

    A tak w ogóle to nie ma się co dziwić, że każdy mówił, że jesteś piękna 🙂

  • Pięknie wyglądałyście w kimonach :))
    Marzę, żeby kiedyś takie założyć 🙂

  • @Natalia, dzięki! 😀 Te skarpetki nam pozwolili zabrać ze sobą później, więc też je mam. 😀 Ale nigdy jeszcze nie używałam poza tym jednym razem. 😀

  • @Gemini, no to trzeba działać! Ostatecznie nie trzeba jechać do Japonii, w Polsce też jest trochę opcji przywdziania takiego stroju. 🙂

  • I Twój post i zdjęcia to dowód na to, że białasy też pięknie wyglądają w kimonach 😀 Po prostu sami muszą być ładni 😀
    Jeszcze te rude włosy! Super.

    Ja miałam expirience yukata za pierwszym razem, bo wtedy było lato. I kimono ślubne 😀 Ale tego nie polecam – musisz wstawać na 1,2,3 z pomocą, bo to są 4 warstwy i do tego jesteś prawie uduszona, choć ponoć i tak „miałam wiązanie dla cieniasów”.

  • @PodróżeJaponia, Ojej, dziękuję! 😀 No ykata jest chyba wygodniejsza, ma mniej warstw, prawda? A kimono ślubne! Wow! To musiało być coś! Miałaś ślub tylko w obrządku japońskim, czy białą klasyczną kieckę też miałaś okazję założyć? 😀

  • Rewela.
    Pekam z zazdrosci!!!!
    Fryzury dopasowane
    A te skarpetki do japonek ciudo takie 😉

  • Ach, jaka ciekawa notka 🙂 Tylko czytać i czytać. Takie notki o kulturze, zwyczajach itp. są najciekawsze. Wyglądałyście zjawiskowo 🙂 Szkoda, że Pan Foka nie zdecydował się na męskie kimono, bo chciałabym to zobaczyć 😀

  • @ChmuryKultury, ja też bym chciała to zobaczyć! 😀

Dodaj komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.