Jedną z najbardziej egzotycznych rzeczy dla zwykłych śmiertelników w Japonii jest jedzenie. Dzisiaj o naszym pierwszym kontakcie z japońskimi posiłkami.
Japończycy dużo pracują, więc bardzo popularne jest jedzenie gotowych posiłków poza domem. Niemal w każdym sklepie znajduje się duża lodówka pełna półek z gotowymi lunchboxami. Typowy lunchbox składa się z wielu małych porcyjek różnych rzeczy. Często nie wiadomo jakich:
Powyższy kosztuje ok. 9 zł i zawiera 727 kcal. Obiad wyciągnięty ze sklepowej lodówki wcale nie musi być zimny, bo na kampusie w porze lunchu przed sklepami wystawiane są mikrofalówki. Jest nawet wrzątek, aby Gorący Kubek był naprawdę gorący. W tle napis: „Prosimy nie smażyć jajek na asfalcie!„.
Na kampusie są też stołówki. Ta, do której my chodzimy ma 2 piętra, każde z innym jedzeniem, więc wybór potraw jest bardzo duży. Żeby coś kupić trzeba najpierw wybrać maszynę z odpowiednim rodzajem jedzenia.
Na automacie są obrazki (yesssss) różnych potraw i ich nazwy, też po angielsku. Za pieniążki dostaje się bilecik, który u pani kucharki wymienia się na jedzenie. Koszt obiadu ze zdjęcia poniżej to 11 zł. Składa się z curry, panierowanego kurczaka i jakiejś czerwonej (chyba) marynowanej rośliny. W ogóle nie sprawdziły się moje obawy, że będą mi tu kazali jeść same ryby, bo mięsa jest równie dużo.
Widelec schowałam pod stołem.
W cenie obiadu jest też wielka dolewka! Niestety tylko zielonej herbaty. Tej ciepłej smak zna każdy, zimna bynajmniej nie jest taka jak Ice Tea znana w Polsce. W sklepie do wyboru jest kilka rodzajów, chociaż nie do końca wiemy czemu, bo wszystkie smakują tak samo – po prostu jak ta ciepła, kiedy wystygnie. Nie są więc ani trochę słodkie i można pić je cały dzień zamiast wody.
Posiłki na stołówce serwowane są jednak tylko w określonych godzinach. Najwyraźniej Japończycy obiady jedzą wcześniej niż my, bo w tej największej jedzenie wydawane jest od 11:00 do 14:00 (o 13 nie ma już połowy potraw). Dlatego po powrocie do domu zwykle znowu jest się głodnym. Co w takim razie jeść w domu?
Każda foka wie, że w Japonii jest dużo ryżu. W sklepie, w którym byliśmy kilogram kosztował nas około 10 zł, więc wcale nie tanio. Być może taniej byłoby wziąć go stąd:
Pól ryżowych blisko domu mamy całkiem sporo. Ten jednak wyglądał na jeszcze zielony. W japońskich domach używane są specjalne maszyny do ryżu. Dzięki nim jego gotowanie trwa jedynie… godzinę! Ale podobno jest dobry i ciepły przez cały dzień. My nie mamy takiej, więc kupujemy makaron.
Długie nitki makaronu (czasem nazywane noodles) można kupić już w ugotowanej formie. Jedna paczka kosztuje ok. 20 jenów, czyli bardzo tanio (ok. 60 groszy). Na patelni wystarczy do niego coś dorzucić i ma się szybki i smaczny posiłek. Przeczuwamy, że często będzie gościć na naszym stole. Nie do końca jeszcze ogarniamy produkty, które można dodać do makaronu, ale najważniejsze, że w sklepie znaleźliśmy kwintesencję polskości:
Jedna cebula kosztuje tyle co dwie paczki makaronu (ok. złotówki)…
Wbrew opinii sushi nie jest cebulą Japonii i Japończycy nie jedzą go codziennie. Jest bardzo drogie, więc je się je tylko przy specjalnych okazjach. Taka była dzisiaj, gdy zespół Foki Oskara oficjalnie witał nas w Fukuoce.
Była też pizza, która kosztuje tu równie dużo co sushi, i inne przekąski.
Tylko nie pytajcie nas, co w nich jest…
Foki radzą:
- RADA 4
Jeżeli rozmawiacie z Japończykami po angielsku, nie pytajcie, czemu tak często mówią „etooo”. To po japońsku „yyyyyy”. - RADA 5
Nad morze nie zabierajcie stroju kąpielowego. Japończycy się wstydzą i kąpią się w ubraniach.
Hmmm… 9 zł i 727 kcal… 😀
Zanim się przeniesiemy do Fukuoki, mamy dwa ważkie pytania.
1. co z kawą/herbatą czarną? od których niektórzy są mocno uzależnieni?
2. co z owocami? (rodzaje, dostępność, cena…)
Nasuwają nam się jeszcze inne pytania. Na przykład, czy sposób jedzenia tambylców jest bardzo uciążliwy dla wrażliwych uszu? Czy natrafiliście na jakąś wybitnie smaczną a nieznaną potrawę? Jak sobie radzicie ze śniadaniami? Kanapki? (My myśleliśmy, że foki żywią się jednak głównie rybami 🙂 )
Planujecie rozwinąć temat interesujących obserwacji z plaży? 🙂
Kawa i herbata… ekhem… bardzo japońskie: http://goo.gl/dkomv2
Owoce są drogie, a jabłka pakowane pojedynczo w cenie 4 złote za jedno. Rzeczywiście można mlaskać (to znaczy, że jedzenie smakuje), ale nie doskwiera to zbytnio. Na śniadanie jemy musli z mlekiem (drogie) albo kanapeczki z chleba (też drogie).
Jakbym miał rozkminić taki automat, to już chyba bym został przy hambuksach z wasabi 🙂
Dobre i to… 🙂
Wiadomo, zdrowie kosztuje. A propos – jakie wrażenia po spotkaniu z służbą zdrowia?
Odnosnie ostatniej rady: nie wstydza sie, ale chcrobia przed sloncem 🙂
Bardzo fajnie piszecie! Na pewno bede tutaj wracac!
jabłka paskudne, a kawa bardzo dobra w torebkach z uszami od starbucksa.
Dziękujemy i zapraszamy :).
Co do pływania w ubraniach to rodowity Japończyk jako główny powód podał nam wstydzenie się, ale rzeczywiście wspomniał też, że ubranie chroni ich też przed słońcem.