Foki na salonach

Foki żywią się głównie surowymi rybami. Zwykle polują na nie na głębokości 70 metrów pod wodą. Sporadycznie jadają je w tradycyjnych japońskich restauracjach. Nam ostatnio przydarzyła się taka okazja i o tym będzie dzisiejsza notka.

W Japonii dużą wagę przywiązuje się do rytuałów.  Na szczęście nas do restauracji zabrali rodowici Japończycy, dzięki którym udało nam się nie popełnić zbyt wielu gaf, zdarzających się standardowo zagranicznym gościom. Powiedzieli nam między innymi, że kiedy nie używa się pałeczek, należy kłaść je na tej zielonej podpórce, a nie byle gdzie. Punkt dla nas.

Ale zacznijmy od początku.  Restauracja ukryta była w bocznej uliczce za niepozornymi, małymi drzwiami. Na wejściu przywitało nas akwarium z różnymi pływającymi żyjątkami w środku. Mamy dziwne obawy, że nie były to zwierzątka domowe, ale nasz przyszły posiłek. Wyglądały tak:

W każdym razie po przygotowaniu.

Po wejściu należało oczywiście zdjąć buty i dalej na bosaka lub w skarpetkach, bardzo wąskim korytarzem zmierzać do zarezerwowanego dla nas stolika. Stoliki oddzielały od siebie kotary, więc było całkiem kameralnie.  W tradycyjnych restauracjach stoły są bardzo nisko, a siedzi się na podłodze, na poduszkach. Nie jest to najprzyjemniejsza pozycja, ale odchodząc trochę od  niewygodnych zwyczajów coraz częściej pod stołem umieszcza się dziurę na nogi. W efekcie siedzi się wówczas jak przy normalnym stole.

Na wejście każdy z nas dostał identyczną przystawkę:

Od prawej: brukselka z czymś (słaba), galaretka z czegoś ze szczypiorkiem (całkiem niezła),  jakaś papka z tofu i ziemniaków (bardzo słaba) (bo Foka Mela nie lubi tofu! [Foka Oskar]).

Przed rozpoczęciem jedzenia zwykle podawane są wilgotne ręczniki do wytarcia rąk. Podobno starsze osoby i turyści wycierają nimi też twarz, ale tego robić nie należy.

W kwestii zamówienia zdaliśmy się na naszych Japończyków. Menu zawierało co prawda jakieś obrazki, ale dość trudno było określić, co na nich jest, a japońskie podpisy nie wyjaśniały tej kwestii. Do przywoływania kelnera służył elektryczny przycisk. W dawniejszych czasach używano podobno gołębi pocztowych.

Najpierw przyszła sałatka. Pomidor jakby nasz, zielenina jakby nasza, tylko to przezroczyste jakieś nieznane. Jest to roślina pochodzącą oczywiście z morza, wygląda gumowato, ale o dziwo była chrupiąca.

Kiedy Japończycy spotykają się na kolacji zwykle zamawiają dużo dań wspólnych dla wszystkich. Stawia się je na środku stołu i każdy częstuje się z jednego talerza, nakładając jedzenie do swoich miseczek. Wyczytaliśmy wcześniej, że nakładać ze wspólnego talerza powinno się drugą stroną pałeczek (nie tą, którą wkłada się do ust), ale nasi Japończycy nie przestrzegali tej zasady.

Powyżej jeden z naszych talerzy budzący najwięcej emocji. Jedzenie z oczami! Okazało się na szczęście, że głowy krewetki nie trzeba, a nawet nie należy jeść. Aby ją oddzielić można pomagać sobie palcami i nie jest to nietaktowne, ale my początkowo o tym nie wiedzieliśmy i zmuszeni byliśmy ćwiczyć „krojenie” pałeczkami. Poza krewetkami znajdują się tam różne ryby (surowe), starta rzepa oraz  wasabi.

Japończycy poza smakiem, przykładają też ogromną wagę do wyglądu jedzenia, dlatego wszystko jest zawsze pięknie podane i udekorowane.

Jak na przykład ta potrawa zaserwowana nam w tych przepięknych muszlach. Nie do końca jednak wiemy, co to było. Ja twierdzę, że ośmiornica. Foka Oskar twierdzi, że nie, ale nie podaje swojego typu. Kwestia pozostała nierozstrzygnięta.

Na stole dostępna była cała masa przypraw, którymi można doprawiać posiłki. Na czele oczywiście z sosem sojowym i to w dwóch wersjach – standardowej, takiej którą znaliśmy już z Polski i słodkiej, jak się okazało bardziej popularnej w naszym regionie.

Dostaliśmy też pysznego smażonego tuńczyka i kurczaka oraz makrelę ze zdjęcia poniżej.

W tle można zauważyć też piwo, które zamówiliśmy do posiłku. Całkiem zwyczajne, w smaku przypomina to, które pijemy w Polsce.  Poza piwem piliśmy też oczywiście sake.

Sake pije się małymi łyczkami, bo jest mocnym trunkiem. Ale tylko dla Japończyków – zazwyczaj ma niewiele ponad 10% alkoholu. Podawane jest w niewielkich dzbanuszkach, takich jak ten widoczny z tyłu. Pije się go natomiast z czarki, takiej jak ta widoczna z przodu. Podane nam sake było dość delikatne i lekko słodkie.

Co do kosztów. Sądziliśmy, że ciężko o droższą kolację niż ta, którą jedliśmy w tradycyjnej francuskiej restauracji w Paryżu. Tradycyjna japońska restauracja w Fukuoce nie była jednak gorsza. Za powyższe smakołyki zapłaciliśmy około 170 zł od osoby.

I jeszcze widok na cały nasz stół po skończonym posiłku.

Na koniec zadanie matematyczne:

Biorąc pod uwagę ilość talerzy na stole, odległość wspólnych talerzy od małych miseczek oraz długość pałeczek, oblicz: ile razy Mela upuściła jedzenie przenosząc je pałeczkami z głównego talerza do swojej miseczki?

Dla ułatwienia podpowiedź: więcej niż dużo razy.


Foki radzą:

  • RADA 9
    Jeżeli myślisz o bieganiu w Japonii w lipcu, to nie myśl. Nawet o 22 jest za gorąco.
  • RADA 10
    Sprawdzaj często prognozę pogody. Dzisiejszy komunikat: „Burza tropikalna uderzy w: czwartek wieczór i potrwa do: sobota po południu”. Lepiej być przygotowanym.

11 Komentarzy

  • Bardzo dobra odpowiedź! Gratulujemy, wygrywa Pani surową rybę.

  • Kropelka dziegciu na koniec i tak nie zepsuje znakomitego smaku tego wpisu. Wiadomo, wiedza kosztuje. A tym razem nie nas 😀
    Odpowiednik „zielonej podpórki” leży porzucony w kredensie w R, czy w ogóle ktoś tego jeszcze używa…?
    link
    (Ciekawe, czy to zadziała… )
    W każdym razie za taką kasę można kupić naprawdę dużo bananów, więc lepiej, żebyście byli syci po tym egzotycznym posiłku 🙂 Chyba byliście, bo nie wszystkie kwiatki zostały zjedzone…
    Najbardziej mnie intryguje ten przezroczysty makaronik, który wygląda, jak klej z mojego pistoletu do klejenia. To będzie pierwsza rzecz, jaką będę chciała spróbować, jak tylko zaistnieją po temu okoliczności. Makaronika, nie kleju rzecz jasna.
    I tylko w restauracji z dziurą pod stołem.
    Wszystko wygląda znakomicie, lepiej nawet niż efektowne smufi ze szpinaku i pomidorów.
    Uwaga do zadania – pałeczki mają szersze końce z drugiej strony przecież!!! I kwadratowe, to łatwiej utrzymać coś. Cokolwiek.
    Czy mogliście zabrać na pamiątkę te prześliczne muszle? Puste?
    (Na koniec odrobina prywaty – prywatne pozdrowienia dla miłej rozmówczyni z parkingu 🙂 )

  • Pelna egzotyka, posty super 🙂 natomiast klubing. Jak wyglada klubing? 🙂

  • Impreza w kebabie? To chyba głównie Maciek będzie zainteresowany 🙂

  • Jeśli foki żywią się rybami, to czym się żywią kopytony?

  • Najstarszymi córkami rabczańskich górali.

  • Świetna notka! 🙂 170 zł od osoby to wcale nie taka tragedia, jak byłam w Rzymie wybrałam się do najlepszej restauracji (w Rzymie) pod kątem ryb. Wcale o tym nie wiedziałam, była to po prostu najbliższa restauracja mojego zamieszkania i po wylądowaniu poszłam do niej, bo byłam bardzo głodna… później głodowałam przez kilka dni, jak zobaczyłam rachunek 😉

Dodaj komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.